Atak na dobro

Zdarzyło mi się razu pewnego, że w jednej ze szkół zwrócił moją uwagę uczeń JN. Bardzo fajny chłopak, w którego dużo pracy wychowawczej musiałam włożyć, aby zechciał zrobić COKOLWIEK. Po kilku miesiącach – udało się, nawiązaliśmy kontakt i współpracę. Kiedy już opanował podstawowe informacje z mojego przedmiotu, na chwilę przed klasyfikacją okazało się, że ma zagrożenie z innego przedmiotu. Zapytałam pedagog szkolną, czy skoro zrealizowałam program mogę go pouczyć. Zgodziła się. Chodziło o jedną lekcję (!) W trakcie jak się pociłam, żeby wytłumaczyć zagadnienie, nagle z impetem otwarły się drzwi i okazało się, że nie pukającą do drzwi osobą była nikt inny, a pani pedagog. Poprosiła mnie na zewnątrz i sycząc ze złości miała pretensje, dlaczego pomagam JN. Nie rozumiałam pytania… przecież byłam u niej i pytałam, dała zgodę więc w czym problem… Zaczęła mówić, że jak uczę jednego ucznia to reszta klasy traci. Dodam dla pełni obrazu, że w tamtym dniu w zespole liczącej cztery osoby, j...