Atak na dobro
Zdarzyło mi się razu pewnego, że w jednej ze szkół zwrócił moją uwagę uczeń JN. Bardzo fajny chłopak, w którego dużo pracy wychowawczej musiałam włożyć, aby zechciał zrobić COKOLWIEK. Po kilku miesiącach – udało się, nawiązaliśmy kontakt i współpracę. Kiedy już opanował podstawowe informacje z mojego przedmiotu, na chwilę przed klasyfikacją okazało się, że ma zagrożenie z innego przedmiotu. Zapytałam pedagog szkolną, czy skoro zrealizowałam program mogę go pouczyć. Zgodziła się. Chodziło o jedną lekcję (!) W trakcie jak się pociłam, żeby wytłumaczyć zagadnienie, nagle z impetem otwarły się drzwi i okazało się, że nie pukającą do drzwi osobą była nikt inny, a pani pedagog. Poprosiła mnie na zewnątrz i sycząc ze złości miała pretensje, dlaczego pomagam JN. Nie rozumiałam pytania… przecież byłam u niej i pytałam, dała zgodę więc w czym problem… Zaczęła mówić, że jak uczę jednego ucznia to reszta klasy traci. Dodam dla pełni obrazu, że w tamtym dniu w zespole liczącej cztery osoby, jeden uczeń był nieobecny, dwóch innych zgodziło się, żeby pomóc klasowemu koledze. Zdziwił mnie fakt, że pani pedagog troszcząc się o jakość jednej lekcji, nie zauważyła, że wywołując mnie z zajęć właśnie czas tej lekcji zabierała, a uczniowie pozostawali bez opieki. Kurde… Chciałam pomóc. Tak po prostu. Wiem, że zdarzają się sytuacje, gdzie nauczyciele są mili, rzetelni , dobrzy, ale nie potrafią dotrzeć do ucznia. Ja też nie z każdym jestem na fali. Tak jest wśród ludzi. Jednych lubi się bardziej, a innych mniej. Tylko czemu pedagog najpierw się zgodziła na douczanie, a później oburzyła? Bo była wychowawcą JN. Poczuła się zazdrosna, tak, jakbym chciała ją czegoś pozbawić. A ja chciałam wesprzeć JN…. Będąc nauczycielem już dawno powzięłam cel, że dobro ucznia jest dla mnie najważniejsze. Nie interesuje mnie, że ktoś sobie coś ubzdurał. Dziecko jest ważne, nie ego nauczyciela. Pomijam kwestię, że uczniowie z uchem przy drzwiach słyszeli całą rozmowę. Po powrocie do klasy, zapytali mnie, dlaczego ich Pani nie zgadza się, żeby pomagać JN. Nie wiedziałam, co im odpowiedzieć…. więc nie odpowiedziałam nic, tylko napisałam na tablicy „Człowieka można zniszczyć, ale nie pokonać”. Czasami mam wrażenie, że ludzie XXI wieku szybciej uwierzą w śpiewające kartofle niż w dobroć, prawdę, szlachetne intencje. Podobną sytuację miał Boguś - wychowawca z ośrodka socjoterapeutycznego. Zwrócił uwagę koleżance, która gnębiła dzieci... Stał się wrogiem publicznym nr 1. Koleżanka zaczęła jątrzyć, plotkować, buntować innych przeciw niemu. Świetnie go rozumiem. Efekt wypalenia zawodowego nie bierze się z powietrza tylko ze zderzenia z rzeczywistością. Zawsze musi być ktoś, kto MUSI być najlepszy. Robi dym, aby go gasić. Nakłada obowiązków, aby wykazać sumienność. Niektórzy zapomnieli, czym jest praca z młodzieżą i jaki jest jej cel. Boguś prowadzi muzykoterapię. Jest świetny w tym, co robi. Zaraził nas cudownie kojącymi, głębokimi brzmieniami bębna afrykańskiego...przy bębnie - Szaman Jan :)
Tekst jest fikcją literacką Wszelkie
podobieństwo do zdarzeń i osób jest przypadkowe
Komentarze
Prześlij komentarz