Od tego się zaczęło...
Pomysł Pawła
Było lato. Ani upalne, ani deszczowe, takie w sam raz. Paweł otrzymał zlecenie na montaż alarmu w Brzegach. Brzegi, Brzegi… zaraz, zaraz coś mi to mówi! Byłam uczennicą szkoły podstawowej, kiedy wraz z klasą i nauczycielami wybraliśmy się na kilkudniową wycieczkę do Brzegów. Zbieranie grzybów, dyskoteka w drewnianym domku… i do obiadu marchewka, którą wynosiłyśmy z koleżankami w kieszeniach – to były czasy J
W każdym razie Paweł powiedział, że ośrodek stoi pusty i on zapyta przełożonych, czy mogę tam z nim pojechać. Miał jeszcze coś tam skończyć, więc okazja idealna. Na początku nie chciałam. Jak to pusty ośrodek? I nikogo tam nie ma? Zadzwonił Paweł podekscytowany jak nigdy. „Słuchaj tutaj jest pięknie. Daj się przekonać. Spodoba ci się. Las, łąka, teraz chodzę dookoła stawu. Dowiedziałem się, że ośrodek jest na sprzedaż. Musimy go kupić. Moglibyśmy zrobić tutaj ośrodek dla twoich dzieci. Mówiłaś, że nie mają gdzie pojechać na wakacje to my im damy wakacje”. Poczułam, że naprawdę Pawłowi zależy, abym zobaczyła ponownie Brzegi. Wybraliśmy się. Na początek droga. Buch głową w dach samochodu, jeb się o drzwi – dziura na dziurze, a obok niej dziura, a przy niej kolejna… dziura. Dojechaliśmy.
Rozpadający się płot, sterta rupieci, walające się butelki po alkoholu. W środku nieprzyjemny zapach szato de tojlet. Ale co tam, przecież w budynku będziemy tylko spać. Jest pusto, cicho, mogę się opalać bez skrępowania, bo nikt na mnie nie patrz. Zasnęłam. Było mi tak dobrze i lekko. Zaczęliśmy zbierać patyki na ognisko. Zrobiliśmy prawdziwe i cudowne ognisko bez żadnych podpałek, sztucznych węgli. A nad nami niebo pełne gwiazd. Powiedziałam do Pawła, że fajnie byłoby spać pod gwiazdami. Z uwagi na fakt, że dwa lata wcześniej miałam wypadek samochodowy, sen na twardym posłaniu nie wchodził w grę. Paweł powiedział, że podjedzie combo i przywieziemy wersalkę. Super! Postawiliśmy łóżko przed ogniskiem, wzięliśmy nasz śpiwór i heja…. Rozmawialiśmy o tym, że fajnie byłoby mieć Brzegi dla siebie. Kupić, wyremontować, dać dzieciom autystycznym wakacje. Zapytałam Pawła, skąd u niego taki pomysł. Powiedział, że widzi, ile energii wkładam w szkołę, a jak często jestem blokowana przez wymyślone zasady, przez system. Jest przekonany, że mogłabym zrobić o wiele więcej, gdybym miała taką możliwość. O dziwo milczałam i słuchałam. Cisza rozproszona jedynie dźwiękiem palącego się drewna, nietoperze nad nami, a jeszcze wyżej bezkres gwieździstego nieba. Nagle hałas. Ktoś chodzi. Jest czarno dookoła, że ręki nie widać na jej wyciągnięcie, a my słyszymy skradanie się. Szeptem mówię do Pawła, że to pewnie dzik pod płotem. Baliśmy się nie na żarty, ale postanowiliśmy sprawdzić, co tak hałasuje. Włączyliśmy latarki w telefonach i podeszliśmy do płotu. Hałas był coraz to większy, wstrzymaliśmy oddech, spojrzeliśmy w dół, a to był malutki, tyci jeżyk. Buchnęliśmy śmiechem i wróciliśmy do płonącego ogniska… Zasnęliśmy, a wokół nas szumiał las.
Komentarze
Prześlij komentarz