Studium przypadku - O i K
Wertuję w Internecie i albo słabo szukam, albo
brakuje publikacji na temat, który podejmuję. Dlaczego? Bo rynek psychologów ma
się dobrze. Od razu z góry przepraszam rzemieślników! Nie mam na celu urazić
specjalistów, którzy potrafią powiedzieć: stop, teraz powinien wkroczyć inny
specjalista. Zauważam tendencję mnogości prywatnych gabinetów psychologa. Zazwyczaj wynika
to z faktu, że terminy w poradni państwowej– jak to w Polsce do lekarza – są odległe.
Rodzice więc szukają prywatnie. A tam miło, przyjemnie, wsparcie. I
jak długo? No całymi latami wiadomo, im dłużej tym lepiej. Nie ma to jak stały
klient. Potrzebujących jest wielu. Naprawdę można powiedzieć: moje obserwację
wyglądają tak i tak. Teraz proszę udać się z tą opinią do psychiatry, który
podejmie kolejne potrzebne kroki w leczeniu. A teraz do sedna. Na przykładzie O
i K dostrzegam zbieżności 1:1. Oczywiście przypadków jest znacznie więcej,
skupiam się jednak na tych dwóch, gdyż zadziwiające jak w dwóch różnych
miejscowościach mogą być tacy sami ludzie. Mama, tata, dziecko, dziecko. Ten sam
styl rodziców, ten sam status majątkowy, kropka w kropkę. Let’s blood begin…
Rodzice tak bardzo kochają dziecko, że spełniają wszelkie zachcianki. Chce komputer
– ma. Chce kieszonkowe – ma. Chce to, chce tamto. I rodzice tłumaczą, że to nic
odkrywczego, przecież spełnianie „potrzeb” dziecka leży w ich obowiązku. Nie
mogą zabrać telefonu, bo to jego/jej własność, a poza tym KAŻDE dziecko
przecież ma teraz dostęp do Internetu bo: takie czasy. Nie wymagają sprzątania
pokoju, bo to prywatna, osobista, przestrzeń i jeszcze pół uśmieszkiem, że to
artystyczny nieład. Ładnie hodują dziecko, rośnie im, aż duma patrzeć.
Zachwycają się każdym, najmniejszym sukcesem. Wiadomo, przecież trzeba
motywować, doceniać, zachęcać, żeby się nie zraziło, a broń Ci Panie Boże!
Tylko, że tak, jak początkowo skaczą pod sufit, gdy jest pierwsza w nocnik
kupka, tak później też jak żuki cieszą się z byle gówna. Jako 14-latek posprząta
pokój – fanfary. Jako 15-latek usmaży naleśniki – medal. Jako 16-latek wyprowadzi
psa sam od siebie bez proszenia – ogłoszenie w prasie. Ja naprawdę rozumiem, że
trzeba doceniać i motywować, ale adekwatnie to możliwości. Posprzątanie pokoju,
wyprowadzenie psa czy czynności samoobsługowe niejednokrotnie nie wykraczają
poza umiejętności czy możliwości dziecka, a powinny być wyuczonymi,
higienicznymi normami. Naprawdę można powiedzieć „dziękuję” i to wystarczy. Nie
trzeba „Kochany synu zwracam się do Ciebie w tym wspaniałym dniu 14-ego lutego
2022 roku będąc w Siemianowicach Śląskich przy temperaturze powietrza 0 stopni,
wietrze wiejącym z prędkością 7km z dziękczynieniem, jak cudownie, wspaniale,
zachwycająco pięknie… podałeś mi chleb”. Sprawiedliwie to nie znaczy po równo.
Sprawiedliwie znaczy wedle zasług. Mała rzecz – mała pochwała. Duża rzecz –
duża pochwała. A i tutaj należy zachować umiar. Bo jak dziecko dorośnie i
dostanie Nobla to plakatami rodzice okleją miasto? W sumie głupi przykład. Wtedy
władze miasta je okleją, bo doceniają wedle zasług. Idąc dalej studium
przypadku. No i mamy pięknie wyrośniętą, niewychowaną młodzież. Roszczenia
coraz większe, problemów rośnie stos. Zaczyna się nauka zdalna. Rodzice cieszą
się, jak wspaniale dziecko sobie radzi ze sprzętem, dostępem do technologii. No
samo, absolutnie samo się loguje, pilnuje by być obecnym, a to że się nie uczy?
No przecież nauka jest nudna, a to, co mówią nauczyciele niepotrzebne. Rodzice
zapominają, że uczenie się tych „niepotrzebnych” rzeczy kształtuje charakter.
Uczy cierpliwości i wytrwałości. Nie podoba mi się to, nie lubię tego, ale dam
radę. Zawezmę się i dam radę. Ale gdzież tam. Rodzice cieszą się, że dziecko
wyszło z zagrożeń. O jak wspaniale, nic się nie uczy i nie stara, nie wysila, a
przechodzi dalej. Co za głupia szkoła. Taka mądra/ taki mądry jest. Oszukał(a) wszystkich.
Mama zrobiła matme, tata biologię, rodzeństwo podpowiedziało na angielskim, a
chemię wujek google. Na lekcjach zdalnych przysypia, robi w tym czasie coś
innego. Lekcja sobie – dziecko sobie. O jakie fajne te zdalne! Dużo prostsze,
przyjemniejsze. Naprawdę? Naprawdę? Naprawdę? Komu i czemu na tym zależało, aby
ogłupić naszą młodzież? Po co mają spędzać czas na rozmowach na przerwach, po
co mają kształtować charakter pokonując własne bariery zakuwając fizyke? Jak mogą
spać w czasie lekcji, jeść, gotować, grać, oglądać tik toka. Nauka zdalna
wymaga od ucznia więcej. Trzeba samemu się zdyscyplinować, prowadzić notatki,
doczytywać w książce. Kto tego nie robił w pierwszym roku nauki zdalnej to
szkole po powrocie przepadł. W końcu wyszło szydło z worka, że są braki,
zaległości, że składnikiem oceny była praca rodzinna, grupowa, a nie osobista
dziecka. I zaczyna się depresja. Bo jak tutaj przyznać, że rodzic zaniedbał
dziecko. Wiadomo praca, dom, schorowany dziadek, a przecież dziecko naznaczone
jest cudownością i jest już takie duże to wiadomo, że musi sobie poradzić. Ale
dziecko sobie nie radzi. Zaczyna być krnąbrne nad wyraz. Zaczyna obrażać,
ucieka w papierosy, Internet. Rodzic próbuje rozmawiać, ale dziecko już tak
manipuluje, że to rodzic czuje się winny. No tak. Bo dużo pracował, bo nie
działał zgodnie z drugim rodzicem. W pewnym momencie między rodzicami dochodzi
do spięcia. Jedno widzi, co się dzieje i chce działać. Ale drugie mówi: a daj
spokój, nie kochasz naszego dziecka? Czemu chcesz je ograniczać? Przecież to
nic złego, nic się nie dzieje. I jak dziecko nie załatwi sprawy u mamy to idzie
do taty. Tata zawsze załatwi sprawę. I odwrotnie. A czemu rodzice nie przyjmą prostej
zasady: dziecko jest wspólne i decyzję podejmujemy razem. Dziecko idzie do mamy
i mama mówi: porozmawiam z ojcem i dam znać. Tylko i wyłącznie mówienie jednym
głosem przynosi efekt. Buduje autorytet, wyznacza dziecku pion. Ale ! Jak mama
mówi w prawo, a tata w lewo, to dziecko kształtuje swój świat zbudowany na
dwuznaczności. I dziecko nie wie, czy mama miała rację, czy tata miał rację.
Nie ma skały, oparcia, fundamentu. I tak im dalej w las, tym ciemniej.
Ostatecznie oboje rodziców traci kontakt z dzieckiem. No i zaczyna się
psycholog. Tłumaczenie czemu tak się dzieje. Pogadanki, motywatory. Szukają
wytłumaczenia dla prostej sprawy: rodzice. Wasze błędy wychowawcze ukształtowały
dziecko, które nie potrafi odnaleźć się w społeczeństwie. Dziecko jest
krnąbrne, roszczeniowe, wulgarne, zdemoralizowane i … inteligentne. Dziecko
widzi, że nie ma zrozumienia dla tego, co robi. Nie ma przyjaciół, nie chce nic
robić, wkrada się apatia i „mam doła”. A dół się pogłębia. Rodzice nie mają
wpływu na dziecko, które od apatii przechodzi w euforię. Dziecko chce coś
zmienić. W przypływie nadziei, że odmieni swój los podejmuje aktywność. Wychodzi
z domu, rozmawia przez telefon z rówieśnikami. Rodzice zachwyceni, o jak
wspaniale robi to czy tamto. Po raz kolejny efekt żuka. Myślą, że już jest
dobrze. Po czym znowu dziecko zamyka się w pokoju. Nie chce nikogo widzieć, z
nikim rozmawiać. Dziecko czuje się nielubiane, nieakceptowane, zerowe poczucie
własnej wartości. Dziecko ma oczy i widzi, jak funkcjonują inni. Jak się
uśmiechają, realizują pasje, rozwijają zainteresowania. A ono nie potrafi
utrzymać na dłużej relacji przyjacielskiej? Ma obiekt westchnień, ale to
nieszczęśliwa miłość. I dlaczego X nie kocha, nie szaleje skoro mama i tata
mówili całe lata, że jestem naj naj naj. Źli rodzice. Be rodzice. To wszystko
ich wina. A rodzice szaleją, proszą rodzinę i znajomych o pomoc. Dziecko nie
odzywa się do nikogo od tygodnia. Przecież to nie jest normalne. Trzeba dziecko
wyciągnąć z tego pokoju! Rodzice siłowo chcą zadziałać, a dziecko siłowo
odpowiada. Rzuca przedmiotami, niszczy, wyzywa rodziców. Ale rodzice po raz
kolejny sobie tłumaczą, że to ich wina, bo przecież wiadmo – przerobiony już
motyw praca, dom, schorowany dziadek…. No i psycholog wizyta, druga, trzecia.
Dziecko gada gada gada. A psycholog słucha, kasa się zgadza. I tak w wielkim
skrócie i z wielkim żalem na podstawie studium przypadku pokazuję, jak błędy
wychowawcze, niekonsekwencja między rodzicami, pozwalanie na wszystko i efekt
żuka prowadzi do demoralizacji młodzieży. Z wielkiej miłości rodzi się wielki
dramat. Od psychologa do psychologa. Im dziecko starsze tym kaliber
postępowania większy. W pewnym momencie dziecko tak zatraca się w manipulacji,
szukaniu winy u innych, wytłumaczeniu swojej agresji, że przechodzi to w
epizody maniakalne, depresyjne, myśli samobójcze. Pojawiają się zaburzenia
odżywania, problemy ze snem. Które dziecko jest szczególnie narażone na
wystąpienie czy uaktywnienie w wyniku przeciągłego stresu, wieloletniej
manipulacji rodzicami choroby afektywnej dwubiegunowej? Dzieci dobre. Te, które
widzą, że źle robią. Zdają sobie sprawę, że tak być nie powinno i sobie z tym
nie radzą. Dzieci potrzebują twardej ręki, pionu, jednoznacznych zasad i reguł postępowania,
konsekwencji. Ważne, żeby rodzice współpracowali z doświadczonymi pedagogami; psychologami
nastawionymi na pacjenta, a nie na kasę; psychiatrami. Aby uratować dziecko –
które za chwilę będzie w świetle prawa dorosłe – trzeba działania wielu, wielu
specjalistów. Rodzice muszą słuchać, ale też mówić. Nie mogą zatajać prawdy o
zdarzeniach, albo pozwalać dziecku na przedstawianiu wyłącznie jego wersji. Rozpoznanie choroby afektywnej dwubiegunowej jest
stawiane przez lekarza specjalistę psychiatrii na podstawie całości obrazu
klinicznego, ale i dokładnie zebranego wywiadu. Wizyta
u psychologa powinna skończyć się opinią. Psycholog powinien pokierować dalej,
a nie na siłę kontynuować terapię w czasie, gdy zachowanie dziecka przybiera na
sile. Często jednak psycholog nie ma wiedzy o tym, co dzieje się w domu. Rodzic
nie powie, dziecko przemilczy. Chciałabym, żeby było jasne, że nie śmiem
twierdzić, że błędy wychowawcze rodziców są przyczyną choroby. Choroba ChAD ma
podłoże genetyczne. Jeśli u jednego rodzica są choroby autoimmunologiczne (np.
Gravesa-Basedowa), u drugiego ADHD. Pierwsze dziecko rodzi się niepełnosprawne
to można podejrzewać, że u drugiego również wystąpią problemy zdrowotne. Biorąc
pod uwagę, że rodzina to pierwsze środowisko, w którym dziecko się odnajduje i
dzięki któremu buduje poczucie własnego „ja”, to wychowanie odgrywa kluczową
rolę. Odpowiednie podejście do dziecka daje szansę na uchwycenie go przed
upadkiem. Jednak nie każdy rodzic potrafi schować ego do kieszeni. Ten, kto z
otoczenia komentuje sprawę – jest eliminowany. Podważa się jego autorytet, a
nawet po części obwinia za to, co dzieje się z dzieckiem. Drodzy Rodzice….
Jeśli ktoś z waszego otoczenia mówi Wam: źle robicie, a mówi to jedna, druga,
trzecia, czwarta i czterdziesta czwarta osoba… to może warto posłuchać. Ten artykuł
nie ma na celu wskazania winnych. Studium przypadku ma to do siebie, że
przedstawia historię, którą warto poznać, aby wyciągnąć wnioski. Jeśli nie
macie kontroli nad dzieckiem – oddajcie je komuś, kto te kontrolę będzie miał. Pobyt
w szpitalu psychiatrycznym, ustalenie diagnozy i leczenia jest podstawą. Wizyta
na oddziale nie jest czymś złym, wstydliwym, jest czymś niezbędnym. Bo jeśli
zdemoralizowane, a przy tym chore psychicznie dziecko zrobi krzywdę sobie lub
komuś; skończy jako narkoman, prostytutka, kryminalista to znowu będzie gadka,
że bo praca, dom, schorowany dziadek ? Jeśli nie umiesz współpracować z
dzieckiem to nie współpracuj. Pozwól działać specjalistom. Przekazać komuś
dziecko to nie znaczy nie kochać dziecka. To znaczy chcieć dla niego dobrze
(por. biblijne matki Salomona). Mówi się, że miłość jest ślepa. Oj tak. Rodzice
tak potrafią być zaślepieni miłością do dziecka, że nie chcą widzieć prawdy. A
brak prawy to kłamstwo. A kłamstwo to zło. Nie jestem jeszcze matką. Im dłużej
żyję, im bardziej poznaję różnych rodziców i studium przypadku – boję się. Mam nadzieję,
że będę potrafiła być mądra i jak dwóch lub trzech powie mi, że źle robię to
się zastanowię nad tym. Zastanowię i zadziałam. Życzę sobie i innym, abym mając
dwoje dobrych oczu nigdy nie była ślepa… nieraz niewidomy widzi więcej niż ten,
co oczy ma…
Tekst jest fikcją literacką Wszelkie
podobieństwo do zdarzeń i osób jest przypadkowe
Komentarze
Prześlij komentarz